5 błędów, które popełniłam na początku swojej drogi zawodowej

01/03/2023

Jeśli chcesz być dobrym psychologiem, to musisz dużo pracować, cały czas się rozwijać, a Twój zawód musi być Twoją misją, musisz się temu poświęcić w 100%, wtedy osiągniesz sukces. Takie motto przyświecało mi dość długo, nawet kiedy miałam kompletnie dość swojej pracy zawodowej, jak mantrę powtarzałam tamto zdanie. Wryło mi się przekonanie, że psychologia to całe moje życie, a po drodze zaczęłam popełniać coraz więcej błędów i dziś Ci o nich opowiem, bo ja przez nie bardzo dużo straciłam. Uczmy się na błędach, najlepiej tych cudzych.

Za dużo pracowałam

Tak, to chyba mój największy błąd, który widzę dopiero teraz. Był taki czas, który w zasadzie trwał 7 lat, że pracowałam między 50, a 70 godzin tygodniowo w tzw. sezonie, czyli od października do końca czerwca. W gabinecie pracowałam między 20, a 30 godzin, resztę godzin spędzałam na uczelni, a jeszcze dodatkowo robiłam różnego rodzaju szkolenia. Z domu najczęściej wychodziłam koło 7, a wracałam po 20 i tak 7 dni w tygodniu przez 10 miesięcy w roku.  To czego, dzięki temu się nauczyłam, to doskonała organizacja czasu, poza tym plusów z tej sytuacji nie widzę wielu.

Robiłam kilka szkół na raz

Ledwo obroniłam się w lipcu, a od października zaczęłam studia podyplomowe z diagnozy i doktorat. W kolejnym roku zaczęłam szkołę psychoterapii poznawczo-behawioralnej. A i jeszcze wtedy zaczęłam sama prowadzić zajęcia! Wtedy jeszcze wszystkie zajęcia odbywały się stacjonarnie, więc wymagało to ode mnie 100% koncentracji i ciągłego biegania pomiędzy zajęciami. Były takie dni, że powinnam być w trzech miejscach na raz. Na szczęście wszystkie zajęcia, na które miałam chodzić i które prowadziłam, odbywały się w jednym budynku. Tak czy inaczej straciłam naprawdę sporo fajnych zajęć, bo musiałam być gdzieś indziej.

Dobrze, że miałam fajne koleżanki i kolegów, którzy chętnie dzielili się ze mną swoimi notatkami. Uczciwie mówiąc, nie wspominam tego czasu najlepiej. Każdy weekend na uczelni, a w tygodniu nadrabianie zaległości z zajęć, na których nie byłam. Był to jeden z najbardziej intensywnych czasów w moim życiu zawodowym. Od października do czerwca brakowało mi godzin i na pracę i na życie, a w pierwsze tygodnie wakacji dopadało mnie poczucie pustki i niewiedza jak sobie zagospodarować czas, bo o dziwo nic nie muszę nadrabiać. Oczywiście między tymi szkołami robiłam jeszcze dodatkowe kursy i przyjmowałam klientów w gabinecie na prawie całym etacie.

Nie pracowałam w zespole

Dopiero kiedy otworzyłam Centrum Pomocy Psychologicznej we Wrocławiu zaczęłam pracować w zespole, a to było już po kilku latach samodzielnej pracy. Na początku pracowałam sama w swoim gabinecie i nie mogę powiedzieć, że żałuję, ale teraz wiem, że pewnie byłoby mi lżej, gdybym za ścianą miała kogoś, gdybym na kawie w kuchni mogła przegadać swoje doświadczenia na gorąco. I pomimo tego, że pracowałam sama, to miałam kilka osób, do których mogłam zadzwonić z prośbą o pomoc, jednak to nie to samo.

Zaniedbałam swoje pasje

Przez 7 lat ciągu pracy, o którym wspominałam wyżej, uczciwie mówiąc nie robiłam nic oprócz pracowania. Oczywiście praca i cała psychologia to również moja pasja, więc w jakimś sensie z uporem maniaka realizowałam swoją pasję, ale oprócz psychologii nie robiłam nic więcej. Zaprzestałam jeździć na rowerze, chodzić po górach, chodzić do kina, jeździć na wakacje, czytać inne książki, niż te psychologiczne. Właściwie cały czas byłam psychologiem, co nie pomagało w relacjach z innymi ludźmi.

Zaniedbałam przyjaciół i rodzinę

Był taki chłodny marcowy dzień, w którym przez przypadek spotkałam się z koleżanką, rozmawiałyśmy tylko chwilę, bo oczywiście musiałam lecieć do pracy. Zaproponowała, żebyśmy się umówiły na jakieś spotkanie, chętnie się zgodziłam i szybko wyciągnęłam kalendarz, żeby umówić się od razu na jakiś konkretny dzień. Pierwszy wolny termin, który mogłam jej zaproponować wypadał w lipcu… Umawianie się na kawę z półrocznym wyprzedzeniem nie jest czymś, co może podtrzymać relacje i przyjaźnie. Przez te wszystkie lata opuściłam kilkadziesiąt imprez rodzinnych, nie byłam na żadnej komunii, na żadnych osiemnastych urodzinach i innych rodzinnych uroczystościach. A jeśli już udało mi się z kimś spotkać, to rozmawiałam głównie o psychologii i wyłącznie po psychologicznemu, łapałam się na tym, że przyjaciołom i rodzinie rzucam hasła żywcem ściągnięte z psychoterapii poznawczo-behawioralnej. Jak się możesz domyślić, taki rozmówca jak ja wtedy, nie jest najbardziej pożądany w towarzystwie.

Te pięć błędów doprowadzało z roku na rok do coraz to większej frustracji. Z jednej strony byłam bardzo zadowolona z siebie, lista rezerwowa klientów, którzy chcieli przyjść do mnie na terapię w pewnym momencie składała się z kilkudziesięciu nazwisk. Miałam coraz więcej zajęć na różnych uczelniach. Coraz więcej różnych firm odzywało się w sprawie moich szkoleń. Naprawdę mogłam się cieszyć z tego jak wygląda moja kariera. A z drugiej strony, coraz częściej pojawiała mi się myśl w głowie – nie dam rady, nie chce mi się, za dużo. Do tego zaczęły się pojawiać mniejsze i większe problemy zdrowotne.

Był to moment, w którym w końcu zaświeciła mi się czerwona lampka z wielkim napisem STOP. Musiałam coś zmienić, inaczej pędząca po swojej drodze zawodowej, zderzyłabym się z murem, który mógłby mi wyrządzić sporo krzywdy. Na początku przestałam przyjmować nowych klientów, chociaż ciągle dzwonił telefon z błagalnymi wręcz prośbami, żebym przyjęła kogoś chociaż na jedną konsultację. To było najtrudniejsze – odmawianie przyjmowania nowych osób, bardzo długo miałam z tym ogromny problem. Szczególnie jeśli dziewczyny z recepcji rzucały hasłami typu „dzwoniła pani, która chce przyjść do ciebie, miała taki smutny głos, ewidentnie szybko potrzebuje jakiegoś wsparcia”, zawsze wtedy wpadało mi do głowy, że moim obowiązkiem jest przyjęcie takiej osoby. Na szczęście nauczyłam się takich klientów przekierowywać do innych terapeutów. Później przyszło ograniczenie godzin spędzanych na uczelni. To też nie było łatwe, tym bardziej, że uwielbiam pracować ze studentami. W końcu ściągnęłam grubą powłokę kurzu z mojego zapomnianego roweru i wróciłam do krótkich przejażdżek. Z racji tego, że systematycznie kończyłam jakieś procesy terapeutyczne, to tych wolnych godzin zaczynało być coraz więcej, dzięki czemu mogłam spokojnie poczytać coś nie psychologicznego. Zdarzały się nawet takie dni, w których zaczynałam pracę o 12 i wyobraź sobie, że udawało mi się wyskoczyć z kimś na miasto na śniadanie!

Najdziwniejsze jest to, że nie mam poczucia, że jestem złym, leniącym się psychologiem. Dalej oczywiście czytam dużo psychologicznych rzeczy, bo niejako jest to wymagane w naszym zawodzie, ale zawsze przeplatam to lekturą niezwiązaną z psychologią. Co więcej, mam taką myśl, że czytanie tych rzeczy nie psychologicznych daje mi dużo elementów, które mogą przytaczać w rozmowach psychologicznych, więc nie jest to zmarnowany czas.

Myślę, że nasz zawód jest dość specyficzny i kiedy szybko się wleci na autostradę, która rozwija naszą karierę i widać, jak mocno poruszamy się do przodu, to można się lekko zagubić. Warto wtedy szukać małych przystanków, może czasem jakichś miejsc do zawrócenia, tylko po to, żeby nie zderzyć się murem, który odbierze nam radość pracy z drugim człowiekiem.

Autor

Natalia Popławska

Nowości w Psychostart

Chcemy na bieżąco dzielić się z wami naszym doświadczeniem. Zapraszamy do subskrypcji w ramach której będziecie dowiadywać się o nowościach na stronie.

Poprzednie publikacje

Kiedy przekierować klienta i jak to zrobić?

Kiedy przekierować klienta i jak to zrobić?

Byłam młodą osobą, która od razu po studiach zaczęła swoją pierwszą pracę w zawodzie psychologa. Choć ciągle miałam jakieś obawy, to wiedziałam, że mam również całkiem spore wsparcie od bardziej doświadczonych koleżanek. Często masę moich wątpliwości rozwiewało kilka...

czytaj dalej

Komentarze

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *